sobota, 24 grudnia 2011

Obama podnosi militarną stawkę - konfrontacja na granicach z Rosją i Chinami (I)



Wprowadzenie

Po doznaniu znaczących porażek militarnych i politycznych w krwawych wojnach w Afganistanie i Iraku, niepowodzeniu utrzymania u władzy długoletnich rządów państw-satelickich w Jemenie, Egipcie i Tunezji i obserwowaniu rozpadu systemów marionetkowych reżimów Somalii i Sudanu Południowego, reżim Obamy niczego się nie nauczył i zwrócił się w kierunku konfrontacji militarnej ze światowymi potęgami - Rosją i Chinami. Obama przyjął prowokacyjną ofensywną strategię militarną na granicach Chin i Rosji.

Po przejściu od klęski do klęski na peryferiach światowego mocarstwa i nie usatysfakcjonowany doprowadzeniem do gigantycznego deficytu finansów państwa w dążeniu do zbudowania imperium przeciwko słabym ekonomicznie krajom, Obama przyjął politykę okrążania i prowokacji wobec Chin, drugiej największej gospodarki świata i najważniejszego wierzyciela USA, oraz Rosji, głównego dostawcy ropy i gazu do Unii Europejskiej i drugiej na świecie potęgi nuklearnej.

Niniejsza praca poświęcona jest wysoce irracjonalnej i zagrażającej światu eskalacji imperialnego militaryzmu reżimu Obamy. Opisujemy globalny wojskowy, ekonomiczny i polityczny kontekst, który skutkuje powstaniem tej polityki. Następnie badamy wiele miejsc konfliktów i interwencji, w które jest zaangażowany Waszyngton - od Pakistanu, Iranu i Libii po Wenezuelę, Kubę i daleko dalej. Przeanalizujemy następnie uzasadnienie eskalacji militarnej przeciwko Rosji i Chinom jako część nowej ofensywy wykraczającej poza świat arabski (Syria, Libia) w obliczu pogarszającej się pozycji gospodarczej UE i USA w gospodarce światowej. Opiszemy strategię upadającego imperium, uwikłanego w wieczne wojny i stojącego w obliczu globalnej depresji gospodarczej, zdyskredytowanego w oczach własnych obywateli, miotających się w warunkach długoterminowego demontażu swych podstawowych programów społecznych na dużą skalę.


Zwrot od militaryzmu na peryferiach do globalnej konfrontacji wojskowej

Listopad 2011 jest momentem o wielkim znaczeniu historycznym: Obama ogłosił dwie ważne polityki, mające olbrzymie strategiczne konsekwencje dla konkurujących ze sobą potęg światowych.

Obama ogłosił politykę militarnego okrążenia Chin opartą o stacjonowaniu morskiej i lotniczej armady wzdłuż chińskiego wybrzeża - otwartą politykę mającą na celu osłabienie i zakłócenie dostępu Chin do surowców naturalnych oraz powiązań handlowych i finansowych z Azją. Deklaracja Obamy, że Azja jest priorytetowym regionem dla amerykańskiej ekspansji militarnej, budowy baz wojskowych i sojuszy gospodarczych jest skierowana przeciwko Chinom i stanowi rzucenie wyzwania Pekinowi na jego własnym podwórku. Deklaracja polityki żelaznej pięści, wygłoszona w australijskim parlamencie, była zupełnie jasna w zdefiniowaniu imperialnych celów USA.

"Nasze trwałe interesy w regionie [Azji i Pacyfiku] wymagają naszej trwałej obecności w tym regionie (...) Stany Zjednoczone są potęgą Pacyfiku i jesteśmy tutaj, aby zostać (...) po tym jak zakończymy obecne wojny [tj. porażki i wycofania wojsk z Iraku i Afganistanu] (...) Rozkazałem mojemu zespołowi ds. bezpieczeństwa narodowego uczynienie priorytetu z obecności i misji w regionie Azji i Pacyfiku (...) W efekcie, zmniejszenie wydatków na obronę w USA nie odbędzie się (...) kosztem regionu Azji i Pacyfiku"(CNN.com, 16 listopada, 2011).

Dokładna natura tego, co Obama nazwał naszą "obecnością i misją" została podkreślona przez nowe porozumienie wojskowe z Australią dotyczące wysłania okrętów wojennych, samolotów bojowych i 2500 żołnierzy piechoty morskiej do najbardziej na północ wysuniętego miasta Australii (Darwin) - posunięcia skierowanego przeciwko Chinom. Sekretarz Stanu Clinton spędziła większą część 2011 roku na wygłaszaniu wysoce prowokacyjnych uwertur do krajów azjatyckich, które mają graniczne konflikty morskie z Chinami. Clinton siłą zaangażowała USA w te spory, wspierając i zaostrzając żądania Wietnamu, Filipin, Brunei na Morzu Południowochińskim. Jeszcze bardziej poważnie Waszyngton wzmacnia więzi wojskowe i sprzedaż broni do Japonii, Tajwanu, Singapuru i Korei Południowej, a także zwiększa obecność okrętów wojennych, nuklearnych łodzi podwodnych i lotów samolotów wojskowych nad chińskimi wodami przybrzeżnymi. Zgodnie z polityką wojskowego okrążenia i prowokacji, reżim Obamy-Clinton promuje azjatyckie wielostronne porozumienia handlowe, które wykluczają Chiny i uprzywilejowują amerykańskie korporacje międzynarodowe, bankierów i eksporterów - porozumienia zwane "Trans-Pacific Partnership" (Trans-Pacyficzne Partnerstwo). Obejmują one obecnie przede wszystkim mniejsze państwa, ale Obama ma nadzieję na skuszenie Japonii i Kanady.

Obecność Obamy na spotkaniu APEC liderów Azji Wschodniej i jego wizyta w Indonezji w listopadzie 2011 roku, wszystkie koncentrują się wokół starań o zabezpieczenie hegemonii USA. Obama-Clinton mają nadzieję na skontrowanie upadku amerykańskich powiązań gospodarczych w obliczu geometrycznego wzrostu handlu i więzi pomiędzy Azją Wschodnią i Chinami.

Najnowszy przykład urojonych i destrukcyjnych wysiłków Obamy-Clinton w celowym zakłócaniu więzi gospodarczych Chin w Azji ma miejsce w Myanmar (Birmie). Wizyta Clinton w grudniu 2011 w Birmie została poprzedzona decyzją reżimu Sein Thein o zawieszeniu projektu budowy zapory wodnej na północy kraju, finansowanego przez China Power Investment. Według oficjalnych „poufnych” dokumentów ujawnionych przez WilkiLeaks "Birmańskie organizacje pozarządowe, które organizowały i prowadziły kampanię przeciw budowie zapory, są w dużym stopniu finansowane przez rząd USA" (Financial Times, 02 grudnia 2011, str. 2). Te i inne prowokacyjne działania oraz przemówienia Clinton potępiające chińską "pomoc wiązaną" bledną w porównaniu z długoterminowymi interesami na wielką skalę, które łączą Birmę z Chinami. Chiny są największym inwestorem i partnerem handlowym Birmy, wliczając w to sześć dalszych projektów zapór wodnych. Chińskie przedsiębiorstwa budują nowe autostrady i linie kolejowe w całym kraju, otwierając południowo-zachodnie Chiny dla produktów z Birmy. Dodatkowo Chiny budują ropociągi i porty. Istnieje potężna dynamika wzajemnych interesów gospodarczych, która nie zostanie zakłócona przez pojedynczy spór (FT, 2 grudnia, 2011, s. 2). Krytyka przez Clinton wartych miliardy dolarów inwestycji chińskich w infrastrukturę Birmy jest jedną z najdziwaczniejszych w historii świata, przychodzącą po brutalnych ośmiu latach obecności wojskowej USA w Iraku, które zniszczyły wartą 500 miliardów dolarów infrastrukturę tego kraju, zgodnie z oficjalnymi szacunkami Bagdadu. Tylko tkwiąca w urojeniach administracja USA może sądzić, że kwiecista retoryka, trzy dniowa wizyta i finansowanie organizacji pozarządowych jest adekwatną przeciwwagą dla głębokich więzi gospodarczych łączących Birmę i Chiny. Te same urojenia leżą u podstaw całego repertuaru wysiłków reżimu Obamy zmierzających do wyparcia Chin z dominującej pozycji w Azji.

Podczas gdy żadna z pojedynczych polityk przyjętych przez reżim Obamy sama w sobie nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla pokoju, łączny wpływ wszystkich tych deklaracji i planów rozszerzania potęgi militarnej sumuje się w kompleksowy wysiłek izolowania, zastraszania i powstrzymania wzrostu Chin jako regionalnej i globalnej potęgi. Militarne okrążenie, sojusze, wykluczanie Chin z proponowanych regionalnych stowarzyszeń gospodarczych, stronnicze interwencje w regionalne spory morskie i rozmieszczanie zaawansowanych technologicznie samolotów bojowych, skierowane są na osłabienie konkurencyjności Chin i zrekompensowanie niższości amerykańskiej gospodarki poprzez zamknięte sieci polityczne i gospodarcze.

Wojskowe i gospodarcze ruchy Białego Domu i anty-chińska demagogia Kongresu USA mają jawnie na celu osłabienie pozycji handlowej Chin i zmuszenie przywódców chińskich do uprzywilejowania sektora bankowego USA i amerykańskich interesów gospodarczych ponad swymi własnymi. Popchnięte do granic wytrzymałości prioretyzowanie przez Obamę wielkiego nacisku militarnego może doprowadzić do katastrofalnego pęknięcia w amerykańsko-chińskich stosunkach gospodarczych. Doprowadziłoby to do poważnych konsekwencji, w szczególności, ale nie wyłącznie, dla gospodarki USA, a zwłaszcza jej systemu finansowego. Chiny posiadają ponad 1,5 biliona dolarów długu amerykańskiego, głównie bony skarbowe i każdego roku kupują od 200 do 300 miliardów dolarów nowych emisji, ważnego źródła finansowania deficytu USA. Jeśli Obama wywoła poważne zagrożenie dla chińskich interesów bezpieczeństwa i Pekin zostanie zmuszony do odpowiedzi, nie będzie to odwet wojskowy, lecz ekonomiczny: wyprzedaż kilkuset miliardów dolarów obligacji skarbowych i ograniczenie nowych zakupów długu USA. Deficyt USA wystrzeli w górę, rating kredytowy USA spadnie do "śmieciowego", a system finansowy "zatrzęsie się na krawędzi upadku". Oprocentowanie, aby przyciągnąć nowych nabywców długu USA, osiągnie dwucyfrową wartość. Chiński eksport do Stanów Zjednoczonych dozna uszczerbku i nastąpią straty spowodowane dewaluacją obligacji skarbowych znajdujących się w chińskich rękach. Chiny zdywersyfikowały swoje rynki na całym świecie, a ich ogromny rynek krajowy prawdopodobnie mógłby wchłonąć większość tego, co Chiny stracą za granicą w trakcie wycofywania się z rynku amerykańskiego.

Podczas gdy Obama błąka się po Oceanie Spokojnym rozgłaszając swoje groźby militarne względem Chin i próbuje gospodarczo izolować Chiny od reszty Azji, amerykańska obecność gospodarcza szybko blaknie na obszarze, który niegdyś był amerykańskim "podwórkiem": Cytując jednego z dziennikarzy Financial Times, "Chiny to jedyny show [w mieście] dla Ameryki Łacińskiej"(Financial Times, 23 listopada 2011 r., str. 6). Chiny wyparły USA i UE jako główny partner handlowy w Ameryce Łacińskiej; Pekin wtłoczył miliardy dolarów w nowe inwestycje w tym obszarze i zapewnia nisko oprocentowane pożyczki.

Handel Chin z Indiami, Indonezją, Japonią, Pakistanem i Wietnamem rośnie w znacznie szybszym tempie niż handel USA. Wysiłek USA zbudowania imperialnego sojuszu bezpieczeństwa w Azji opiera się na kruchych podstawach ekonomicznych. Nawet Australia, kotwica i filar parcia wojskowego USA w Azji, jest silnie uzależniona od eksportu surowców mineralnych do Chin. Jakiekolwiek zakłócenia spowodowane działaniami wojennymi poślą australijską gospodarkę w korkociąg.

Gospodarka USA nie jest w stanie zastąpić chińskiej jako rynku zbytu dla eksportu przemysłowego Azji i Australii. Kraje azjatyckie muszą doskonale zdawać sobie sprawę, że nie ma dla nich żadnych korzyści w wiązaniu się z upadającym, wysoce zmilitaryzowanym imperium. Obama i Clinton oszukują samych siebie, jeśli sądzą, że uda im się zachęcić Azję do długoterminowego sojuszu. Azjatyckie kraje zwyczajnie używają przyjaznych uwertur reżimu Obamy jako "taktycznego narzędzia", negocjacyjnej taktyki uzyskania lepszych warunków zabezpieczenia morskich i terytorialnych granic z Chinami.

Waszyngton ma urojenia, jeżeli wierzy, że może przekonać Azję do zerwania długoterminowych lukratywnych powiązań gospodarczych na dużą skalę z Chinami w celu przyłączenia się do ekskluzywnego gospodarczego stowarzyszenia [ze Stanami Zjednoczonymi] o tak wątpliwych perspektywach. Jakakolwiek "reorientacja" Azji, z Chin na USA, wymagałaby więcej niż tylko obecności amerykańskiej marynarki wojennej i armady sił powietrznych wymierzonych w Chiny. Wymagałoby to całkowitej restrukturyzacji gospodarek krajów azjatyckich, struktury klasowej oraz elit politycznych i wojskowych. Najpotężniejsze grupy gospodarcze w Azji mają głębokie i rosnące więzi z Chinami/Hong Kongiem, zwłaszcza wśród dynamicznych ponadnarodowych chińskich elit biznesowych w regionie. Zwrot w kierunku Waszyngtonu musiałby pociągnąć za sobą ogromną kontrrewolucję, która postawiłaby kolonialnych "handlarzy" (kompradorów) w miejsce istniejących przedsiębiorców. Zwrot w kierunku USA wymagałby dyktatorskich elit skłonnych do odcięcia strategicznych powiązań handlowych i inwestycyjnych i przemieszczenia milionów robotników i profesjonalistów. O ile niektórzy przeszkoleni w USA azjatyccy oficerowie wojskowi, ekonomiści i byli finansiści z Wall Street i miliarderzy mogą dążyć do "zrównoważenia" chińskiej potęgi gospodarczej obecnością wojskową USA, muszą uświadomić sobie, że ostatecznie przewaga leży w sprawdzającym się rozwiązaniu azjatyckim.

Wiek azjatyckich "kapitalistów kompradorskich", pragnących sprzedać krajowy przemysł i suwerenność w zamian za uprzywilejowany dostęp do rynków amerykańskich, należy już do starożytnej historii. Niezależnie od bezgranicznego entuzjazmu dla widocznej konsumpcji i zachodniego stylu życia, który nowobogaccy z Azji i Chin bezmyślnie celebrują, niezależnie od przejęcia nierówności i dzikiego kapitalistycznego wyzysku pracy, istnieje uznanie, że przeszła dominacja Stanów Zjednoczonych i Europy wykluczyła wzrost i wzbogacenie się rdzennej burżuazji i klasy średniej. Przemówienia i wypowiedzi Obamy i Clinton zalatują nostalgią za przeszłością neokolonialnych nadzorców i kompradorskich kolaborantów, co jest bezmyślnym urojeniem. Ich próby nabrania politycznego realizmu, w uznaniu wreszcie Azji za gospodarczą oś obecnego porządku świata, przybierają kuriozalną formę w wyobrażaniu sobie, że wojskowe prężenie muskułów i manifestacje sił zbrojnych zredukują Chiny do marginalnej roli w regionie.


Prof. James Petras
Tłumaczenie: davidoski

http://www.globalresearch.ca


W następnej części: Eskalacja konfrontacji z Rosją 




Prof. James Petras (ur. 1937) – emerytowany profesor socjologii na Binghamton University w stanie Nowy Jork. Autor kilkudziesięciu książek i artykułów poświęconych m.in. amerykańskiej polityce imperialnej. W roku 2001 opublikował pracę „Globalization Unmasked: Imperialism in the 21st Century”.

http://en.wikipedia.org/wiki/James_Petras 










free counters





poniedziałek, 19 grudnia 2011

Lekcja argentyńskiego tanga



Kolej  Europy na finansowy taniec śmierci?


Dokładnie dziesięć lat temu Argentyna przeżyła finansowy i rządowy kolaps na pełną skalę. Był to końcowy efekt ponad dziesięciu lat wykonywania rozkazów MFW, międzynarodowych bankierów, agencji ratingowych i globalnych "ekspertów", mówiących nam co mamy robić. Prezydent Fernando de la Rúa do ostatniej chwili wprowadzał w życie wszystkie recepty MFW , każąc nam połknąć ich trujące "środki zaradcze".

Sprawy przybrały naprawdę zły obrót na początku 2001 roku, kiedy De la Rua nie mógł już dłużej obsługiwać "długu narodowego" Argentyny, nawet po wprowadzeniu kraju w pełny tryb "zerowego deficytu", cięć wydatków publicznych, cięć zatrudnienia, cięć wydatków na zdrowie, wykształcenie i kluczowe usługi publiczne.

W marcu 2011 roku ponownie powołał Domingo Cavallo na stanowisko ministra finansów  - stanowisko, które Cavallo pełnił już wcześniej przez sześć lat w latach dziewięćdziesiątych pod ówczesnym prezydentem Carlosem Menemem, narzucając skandaliczną deregulację MFW i politykę prywatyzacyjną, która osłabiła państwo i doprowadziła wprost do kolapsu roku 2001.

W rzeczywistości to nie De la Rua sprowadził Cavallo z powrotem na stanowisko ministra finansów, lecz zrobił to David Rockefeller (JPMorgan Chase) i William Rhodes (Citicorp), który osobiście przybył do Buenos Aires, aby powiedzieć (czytaj: rozkazać) Prezydentowi De la Rua, aby mianował Cavallo, bo jeśli nie, to...!

Tak więc, w czerwcu 2001 r., Cavallo (członek Komisji Trójstronnej i protegowany Sorosa-Rockefellera-Rhodesa) próbował zapobiec bankructwu przez stworzenie nowych mega-swapów długu obligacji skarbowych, które zwiększyły dług publiczny o 51 miliardów dolarów, przez co doprowadził do kompletnego załamania już w grudniu tego samego roku.

Co było potem? De la Rua i Cavallo ochronili bankierów, zapobiegając ogromnemu runowi na banki, przez zamrożenie wszystkich depozytów bankowych. Nazywali to "Corralito" ("kojec, żłób") - posiadacze kont mogli wypłacać jedynie 250 pesos tygodniowo (w tamtym czasie odpowiadało to 250 dolarom, a po dewaluacji w 2002 r., 75 dolarom).

Gospodarka Argentyny załamała się. Ludzie wyszli na ulice, waląc w garnki i patelnie, krzycząc, skandując i nazywając bankierów "złodziejami, przestępcami, oszustami i szwindlerami", ale wszystkie bramy z brązu wielkich mega-banków  pozostały szczelnie zamknięte. Nikt nie odzyskał pieniędzy.

Połowa depozytów bankowych była w dolarach. I nikt nie odzyskał dolarów, a jedynie pesos po oszukańczym kursie wymiany po wprowadzeniu dewaluacji, a tak zwana Rada "Wymienialności" Walutowej, którą Cavallo powołał dekadę wcześniej i która sztywno związała kurs peso z dolarem po nierealnym kursie jeden do jednego, została rozwiązana.

Był to oczywisty, masowy, zaaranżowany przez bankierów i wspierany przez rząd, rabunek majątku i oszczędności 40 milionów Argentyńczyków. Połowa naszego społeczeństwa  spadła szybko poniżej granicy ubóstwa, PKB skurczył się o prawie 40% w 2002 r., miliony ludzi straciło pracę, oszczędności, domy przejęte przez banki i swoje dotychczasowe życie, a jednocześnie ... żaden bank nie upadł!

Wśród zamieszek w Buenos Aires i innych dużych miastach oraz pośród brutalnych represji policyjnych, które pozostawiły 30 zabitych na ulicach, De la Rua zapakował się do helikoptera na dachu pałacu prezydenckiego "Casa Rosada" i opuścił tonący statek. W ostatnim tygodniu grudnia 2001 r., czterech prezydentów kolejno przewinęło się przez urząd, aż w końcu bankierzy, media, Departament Stanu oraz Ministerstwo Skarbu USA zaakceptowały Eduardo Duhalde jako tymczasowego prezydenta. Ostatecznie mianował on na stanowisko ministra finansów Roberto Lavagna, członka-założyciela miejscowego CARI - Argentyńskiej Rady Stosunków Zagranicznych (CFR), która jest miejscowym ramieniem nowojorskiego CFR.

Argentyna została  przez światową oligarchię władzy użyta jako poligon doświadczalny, aby nauczyć się, w jaki sposób finansowy, monetarny,  bankowy i gospodarczy kolaps na pełną skalę można kontrolować, a jego społeczne konsekwencje odpowiednio wykorzystać, aby zapewnić, że:

(a) bankierzy wyjdą bez szwanku,

(b) "demokratyczny porządek" zostanie przywrócony, a nowy rząd nałoży kolejne mega-swapy długu i uciszy ludzi (bo jak nie to...!) i po trzecie

(c) na twarze banksterów wróci wielki uśmiech... Jak zawsze!

Wnioski wyciągnięte z Argentyny w 2001 roku są obecnie wykorzystywane w Grecji, Irlandii, Hiszpanii, Włoszech, Islandii, Wielkiej Brytanii i USA. Światowi władcy pieniądza przećwiczyli w Argentynie grę finansowej wojny.

W pewnym momencie zrobiło się tak źle, że dziennikarz New York Times Larry Rohter (później oskarżony przez rząd brazylijski o powiązania z CIA) miał czelność zaproponować rozpad terytorialny Argentyny, jako "rozwiązanie" naszego kryzysu zadłużenia. Tytuł jego przewrotnego artykułu, opublikowanego w dniu 27 sierpnia 2002 r., mówił wszystko: "Niektórzy w Argentynie widzą secesję jako odpowiedź na ekonomiczne zagrożenie", w szczególności wskazując na nasz bogaty w zasoby naturalne region Patagonii...

Następnie globalna oligarchia władzy wstawiła w końcu swojego człowieka na stanowisko prezydenta, kiedy Néstor Kirchner został prezydentem w maju 2003 roku. Kirchner pozostawił na stanowisku ministra finansów Lavagna i zaplanował kolejną rundę mega-swapów długu państwowego zaplanowanego na 42 lat w przyszłość (!). Zapłacił MFW pełną sumę, której żądali: 10 mld USD (w gotówce, w dolarach i bez żadnych potrąceń, czyli absolutnie najbardziej uprzywilejowany status wierzyciela!) nie otrzymując w zamian nic. Powiększył osłabienie wojskowe Argentyny, pogrążył edukację, media i kulturę i zakończył dzieło ustanawiając swoją żonę Cristinę swoją następczynią.

Naturalnie z "doświadczenia argentyńskiego" zostało wyciągniętych wiele lekcji , które dziś są tak przydatne w kontaktach z tymi krnąbrnymi, biednymi Europejczykami.

Zatem dekadę później.... kto chętny do tanga?


Adrian Salbuchi

Tłumaczenie: davidoski


http://rt.com/news/argentina-tango-lessons-salbuchi-109/



free counters




niedziela, 11 grudnia 2011

Potężna władza pieniądza



"Pieniądze to Potężny Władca", powiedział kiedyś XVII-wieczny poeta hiszpański Don Francisco de Quevedo y Villegas. Czterysta lat później nic na świecie się nie zmieniło...

Umysł bywa zmieszany i skonsternowany, kiedy staje w obliczu chaosu sytuacji, którą trudno zrozumieć - na przykład sytuacji takiej, jak obecny globalny kryzys finansowy. Ale może spoglądamy ze zbyt bliska. Zróbmy krok do tyłu i spójrzmy jeszcze raz...

Skomplikowana złożoność jest często celowo wprowadzana do zasadniczo prostych problemów przez ludzi, którzy korzystają ze sztucznie wytworzonych skomplikowań i mają władzę ich kontrolowania. Gdy w grę wchodzą pieniądze, wpływowi ludzie, którzy korzystają z łupienia niezliczonych milionów ciężko pracujących ludzi, upewniają się, że ich "maszyna pieniędzy" będzie przeć do przodu. Weźmy obecny światowy kryzys finansowy.

Po pierwsze, nie jest to w ogóle "kryzys": to, z czym świat ma obecnie do czynienia jest nieodwracalnym Globalnym Kolapsem Finansowym, który jeśli nie zostanie właściwie potraktowany, może pociągnąć za sobą upadek całej gospodarki światowej.

Po drugie, popchnął on gospodarkę realną w "kryzys", z którego, jeżeli odpowiednie działania zostaną podjęte, może - i musi! - być ona uratowana. Ponieważ wszystkie gospodarki narodowe są jak na razie w zasadzie nienaruszone (choć wiele z nich zostało mocno poturbowanych) mogą być przywrócone do zdrowia.

Po trzecie, prawdziwym źródłem obecnego problemu jest finansjera - wirtualny świat banków, pożyczek systemu rezerwy frakcyjnej, lichwiarskich odsetek, oszukańczych derywatów, kasyna spekulacyjnych "inwestycji" i innych pasożytniczych i antyspołecznych działań - które nielegalnie wyrosły ponad realną gospodarkę, którą jest świat pracy, produkcji, wytwarzania, wysiłku, trudu, potu i kreatywności.

W statystykach widzimy, że finansjera stała się dziś 20, może 30 razy większa niż realna gospodarka.

Pierwsze zasadnicze pytanie: JAK i DLACZEGO to nastąpiło?

To proste: wszystko, co jest potrzebne do wzrostu finansjery to stworzenie skomplikowanego, skrzywionego i fałszywego systemu, który pozwoli bankierom i traderom na wpisywanie w arkuszu kalkulacyjnym komputera irracjonalnych formuł (arkusze kalkulacyjne nigdy nie narzekają: zawsze zsumują lichwiarskie odsetki i krociowe zyski bez żadnego wysiłku) - tak, że skumulują "zyski" dla nielicznych, dzięki czemu mogą oni rosnąć, rosnąć i rosnąć. Realna gospodarka jednak używa PRACY jako napędu, a nie śmiesznych wirtualnych liczb wpisanych na komputerze. A praca jest tym, co napędza Ziemię: trzeba pracy, talentu i wysiłku, aby zbudować nowe samochody, samoloty czy ubrania, nowe domy i drogi. Praca jest potrzebna, aby upiec więcej chleba i zebrać więcej żywności. Dlatego realna gospodarka może rosnąć tylko arytmetycznie, podczas gdy wirtualna finansjera może rosnąć wykładniczo... I w tym sęk!

Drugie zasadnicze pytanie: KTO sprawił, że to nastąpiło?

Globalna Oligarchia Władzy Międzynarodowych Bankierów robi to otwarcie, wiedząc, że niewielu ludzi będzie w stanie zrozumieć, co się naprawdę dzieje. Czy to nie przypadkiem były amerykański gubernator Banku Rezerwy Federalnej Alan Greenspan, podczas obiadu w Washington DC w American Enterprise Institute w dniu 5 grudnia 1996 r., "wyjaśnił" ów niewytłumaczalny wzrost jako wynik "irracjonalnej wybujałości"? Cóż za solidne techniczne wyjaśnienie od Bankiera Centralnego nr 1!

Ta oszukańcza, ale niezwykle (i nielegalnie) silna Władza Pieniądza kontrolująca obecnie finansjerę sprawiła, że urosła ona na społeczeństwie jak guz nowotworowy. Począwszy od 2008 roku, od upadku Bear Stearns, AIG, Merrill Lynch, Lehman Brothers i ratowania Goldman Sachs, Citicorp, HSBC i Bank of America, finansjera wydaje się obecnie mieć "przerzuty" i grozi teraz, że zabije część realnej gospodarki światowej. Lepiej więc zróbmy coś z tym. I to szybko. A "zrobienie czegoś" oznacza coś więcej niż tylko walki na ulicach i rzucanie kamieniami w policję (choć trzeba przyznać, że jest to często konieczny pierwszy wspólny krok).

Finansjera zuzurpowała sobie wyższy status, który legalnie do niej nie należy - należy on do realnej gospodarki. To realna gospodarka musi być zawsze na górze, bo to tam prawdziwa wartość jest wytwarzana. Finansjera z kolei musi być zawsze podporządkowana realnej gospodarce, a nie odwrotnie. To oznacza, że dziś głównym problemem jest to, że cały system ekonomiczno-finansowo-monetarny stoi do góry nogami. Musimy natychmiast znowu umieścić go we właściwej pozycji!

Trzecie zasadnicze pytanie: OD CZEGO zacząć?

Należy zacząć od odebrania w każdym kraju kontroli nad bankiem centralnym - tak, aby zapewnić niezbędną ilość nieoprocentowanego pieniądza do zaspokojenia potrzeb realnej gospodarki narodowej i aby wszyscy potężni bankierzy mogli zostać rozgromieni. Oznacza to uwolnienie twojego banku centralnego spod kontroli globalnych bankierów. Były prezydent Argentyny Juan Domingo Perón dokładnie to zrobił 60 lat temu, ale oligarchowie udsunęli go od władzy. Muammar Kadafi również to samo zrobił zupełnie niedawno i sprawdź, co się z nim stało....


Adrian Salbuchi

Tłumaczenie: davidoski


http://rt.com/news/global-financial-crisis-salbuchi-175


free counters