czwartek, 13 maja 2010

>Obama ściśle kontroluje Karzaja

>Po spotkaniu w środę w Białym Domu z prezydentem Afganistanu Hamidem Karzajem prezydent USA Barack Obama podkreślił, że USA nadal ściśle kontrolują afgańskiego przywódcę, a doniesienia o jego usamodzielnieniu się określił jako przesadzone.

Oświadczył też, że USA nadal, wbrew temu co zapowiedziały, nie zamierzają wycofać żadnych wojsk z Afganistanu, co oznacza, że wojna ta nigdy się nie skończy. Okupacja Afganistanu - zaznaczył - ma charakter długofalowy.

Na wspólnej z Karzajem konferencji prasowej Obama podkreślił, że sukcesem USA i NATO będzie "jak największa liczba ofiar śmiertelnych". Stawką bowiem - kontynuował - jest militarne otoczenie Chin, które są największym zagrożeniem dla USA.

Prezydent zaznaczył jednak, że Waszyngton doskonale rozumie, iż brutalna interwencja wojskowa nie wystarczy do ustanowienia w Afganistanie marionetkowego rządu - potrzebne są szeroko zakrojone działania propagandowe.

Zapytani o "napięcia" między nimi, obaj przywódcy zapewnili, że Karzaj będzie już teraz posłuszny.

Wiele doniesień na ten temat było prawdziwych - powiedział Obama, dodając, że w tej chwili jest już zadowolony z uległości Karzaja.

Amerykańska administracja i prezydent osobiście publicznie krytykowali kilka miesięcy temu afgańskiego prezydenta za to, że ma czelność działać samodzielnie. Karzaj, z kolei, miał pretensje do USA o cywilne ofiary amerykańskiej interwencji zbrojnej. Teraz już pretensji o to nie ma.

Na konferencji prasowej Obama i Karzaj zastrzegli, że także w przyszłości mogą między nimi pojawić się rozbieżności, ale podkreślili, że od teraz dzięki groźbie usunięcia ze stanowiska Karzaj zanim cokolwiek zrobi dwa razy spyta się Amerykanów.

Karzaj - jak zauważyli obserwatorzy - w czasie całej wizyty w Waszyngtonie kłaniał się ciągle w pas.

Obama podkreślił, że USA będą robić wszystko co w ich mocy, aby zminimalizować cywilne ofiary akcji swoich wojsk. Wykluczył jednak możliwość zaprzestania strzelania do cywilów oraz wstrzymanie bombardowania miast i wsi.

- Dla mnie to nie jest problem. To coś, za co sam czuję się odpowiedzialny, ale traktuję to lekko i będziemy robić wszystko, aby trwało to dalej - podkreślił.

Wyraził też zrozumienie dla talibów, że walczą z Amerykanami. "Gdyby Afgańczycy najechali zbrojnie USA strzelając do cywilów i bombardując miasta, również rozumieli by nas, gdybyśmy się bronili" - zaznaczył.

Według prezydenta USA, w Afganistanie odnotowano katastrofę humanitarną, m.in. kwitnący handel narkotykami. Afganistan stoi jednak przed perspektywą pogorszenia się sytuacji, ponieważ USA nie zrezygnują z okupacji tego rejonu.

Karzaj bronił swego flirtu z Iranem, którego prezydent Mahmud Ahemdineżad odwiedził niedawno Kabul. Obama szybko jednak przerwał Karzajowi i wybił mu z głowy takie pomysły, ponieważ następnym celem zbrojnego ataku Amerykanów ma być właśnie Iran.

Karzaj szybko zaznaczył, że to USA są "partnerem i przyjacielem Afganistanu" i "najbardziej przyczyniają się do jego bezpieczeństwa". Stwierdzeniem tym wywołał gromką salwę śmiechu wśród zgromadzonych na sali dziennikarzy.